SPA – nazwa rodem z Belgii, przyjęła się w całej, współczesnej Europie i oznacza szeroko pojęte działania lecznicze z wykorzystaniem naturalnych źródeł wody. Od dawna, kurorty wypoczynkowe, mające dostęp do takich źródeł, czy to gorącej wody termalnej, czy też do wyjątkowo czystych ujęć wody pitnej, przyciągały rzesze ludzi spragnionych wypoczynku i odnowy biologicznej po trudach dnia codziennego. Najczęściej, do kurortów SPA trafiają osoby, których organizmy są bliskie utraty zdolności regeneracyjnych, czego najwcześniejszym objawem są niekorzystne zmiany skórne, obniżony nastrój i ogólne wrażenie wyczerpania fizycznego.
Jesień jest porą roku, która w naturalny sposób, wbrew powszechnej opinii, sprzyja regeneracji naszych organizmów. Biorąc pod uwagę aktualny stan aktywności większości populacji, można powiedzieć, że jesień jest naturalnym antidotum na wiele dolegliwości wynikających z tak zwanego postępu cywilizacyjnego. Poza naprawdę nielicznymi wyjątkami, większość ludzi dostrzega permanentny brak czasu na wypoczynek a nawet na wykonywanie typowych czynności fizjologicznych, takich jak spożywanie posiłków, sen, sex, odpoczynek w ciągu dnia, w pozycji leżącej, higiena i pielęgnacja ciała, czy spokojnie przebiegające wypróżnienia w chwili, kiedy organizm się tego domaga.
Zmuszani od chwili narodzin do zbyt dużego tempa życia, przekraczającego okresowo możliwości adaptacyjne organizmu, w chwili osiągnięcia pełnoletności, jesteśmy przekonani, że tak właśnie ma być. Tymczasem wystarczy przyjrzeć się rytmowi życia występującemu w naszym naturalnym środowisku, sterowanym rytmem cykli dobowych, księżycowych, rocznym cyklem słonecznym. W większej skali, zobaczymy również wielokrotności w/w cykli, dające tak zwane wielkie cykle planetarne, gwiezdne czy galaktyczne.
W rytmie naturalnych cykli wegetacji, w Polsce mamy cztery pory roku a jedną z bardziej niechcianych jest jesień. Dzieje się tak, ponieważ jesienią nasze organizmy, naturalnie zestrojone z rocznym cyklem wegetacji, zaczynają buntować się przeciwko sztucznemu nienaturalnemu rytmowi życia, jakie przy pomocy umysłu sami sobie próbujemy narzucić. I nawet nam się to udaje. Tyle, że konsekwencje są poważne. Jedni mówią, że to cena tak zwanego postępu, inni zauważają, że to akt głupoty czy też łagodniej rzecz ujmując braku świadomości natury rzeczy.
Jesień wprowadza nas z maksymalnej, możliwej do osiągnięcia letniej aktywności w stan przejściowy, pozwalający zaaklimatyzować się do prawidłowego wejścia w stan zimowego wyciszenia i wielkiego spowolnienia aktywności skierowanej na fizyczną kreację. Zimą nasza naturalna aktywność powinna polegać na sięgnięciu do wewnętrznych, zasobów nagromadzonej wiedzy i duchowej mocy. Cisza, skupienie i poszukiwania nowych rozwiązań na przyszłość, to ścieżka zimy. Aby jednak na nią wejść, każdy z nas musi być do tego przygotowany. Nasz metabolizm i tempo fizycznego życia muszą wyrównać prędkość do obowiązującej podczas zimy. Ten kto tego nie robi, pod koniec okresu jesiennego zaczyna odczuwać różnego rodzaju dolegliwości i jest podatny na wszelkie infekcje, stany depresyjne, syndrom chronicznego zmęczenia itp.
Jesień to SPA dla ciała i duszy. Wiem, że brzmi to przewrotnie. Jednak tak właśnie jest. Kiedy wraz z nastaniem jesieni zwolnicie tempo życia, kiedy znajdziecie czas na podziwianie jesiennej ferii barw, zapachów, smaków i zmieniającej się scenografii na niebie i ziemi, to poczujecie zmianę na wszystkich dostępnych dla was poziomach odczuwania. Akceptacja faktu, że jesteśmy częścią przyrody i cykli nią rządzących zmienia niemal wszystko. Przestają być potrzebne dopalacze, zmniejsza się zapotrzebowanie na tak zwane zbędne kalorie, organizm jest zdrowy, silny i nie potrzebuje lekarstw do prawidłowego funkcjonowania.
Wszechobecna woda w postaci deszczu, mgieł, mokrych liści i traw, powoduje, że nadmiar dodatnio naładowanych cząstek powietrza zostaje zneutralizowany. Wyczuwalne wcześniej pobudzające napięcie spada, wręcz niknie. Następuje faza zupełnie neutralna. W pierwszej chwili odczuwamy to jako coś, co jest nam przeciwne. Nowy stan przyrody przeciwdziała naszej ogromnej aktywności. Jednak to jest właśnie zgodne z naturalnym biegiem rzeczy. Poddanie się ciszy, spowolnieniu, zadumie, chwilowej melancholii, jest korzystne. Zamiast biec do psychoterapeuty czy coacha rozwoju osobistego, należy zaakceptować ten przejściowy stan, zgodny z naturą. Przypomnijcie sobie proszę jak nazywa się dokument dzięki któremu nie musimy iść do pracy, kiedy jesteśmy „chorzy” ? – zwolnienie.
Z początku, jesienią czujemy chłód. Przenika do wnętrza. To jest naturalne. Po gorącym lecie musimy trochę się schłodzić aby zimą nie zamarznąć. Powiecie – jak to? Przecież trzeba się ciepło ubrać, na cebulkę itd. żeby się nie przeziębić. Błąd. Należy ubrać się cieplej niż latem, jednak przesadna ochrona spowoduje, że nasz organizm będzie osłabiony jak nadejdzie pora zimy i prawdziwe chłody. Ja chodzę na bosaka, w sandałach nawet przy temperaturze +10°C. W domu boso biegam po terakotowej posadzce (nie mam ogrzewania podłogowego). Kiedy na zewnątrz jest naprawdę chłodno i temperatura waha się między 0 a 7°C, chodniki zalewa woda, zakładam oczywiście skarpety i porządne półbuty. To jaki mamy kontakt z otaczającą nas aurą, jest kluczowe dla stanu zdrowia i posiadanych sił witalnych. Organizm zwolniony z obowiązku adaptacji się do aktualnych warunków atmosferycznych, wykorzysta tę sposobność i zwyczajnie pozostawi to nam. Skoro sami sobie zapewniamy stabilne warunki termiczne i wilgotnościowe, to nasz organizm uszanuje taką decyzję. To prosty i znany mechanizm. No ale żeby potem ktoś mi nie zarzucił, że przeze mnie nabawił się kataru, proponuję podejmowanie prób bycia bliżej natury i wprowadzanie w życie moich słów, wyłącznie po wcześniejszej konsultacji z lekarzem rodzinnym…